W dzisiejszych czasach nagłaśnia się w mediach wiele dosyć błahych i nieważnych spraw. Często są one jedynie wierzchołkiem góry lodowej codziennych bolączek szarych i zwykłych ludzi. Dość często słyszymy o pożarach, wybuchach czy wojnach domowych w krajach północnej i południowej Afryki. Najczęściej mieszane są z wiadomościami o aktualnym stanie polskiej polityki i gospodarki. Gdzieś jednak w oddali pozostają ludzie, o których nie wspomina się, a od których przeważnie wymaga się cudów.
Szara rzeczywistość.
Dzień jak co dzień – wstając przemęczony z łóżka, rusza do pracy, pijąc ówcześnie filiżankę rozpuszczalnej kawy. By załagodzić swoje potrzeby muszą często zgadzać się na warunki całego etatu i kontraktu, co we wielu placówkach jest niemożliwe. Tracą często kontakt z rodziną, poświęcając się wyłącznie zawodowi. Zarabiają grosze mimo doświadczenia i wiedzy którą posiadają po okresie kształcenia na studiach, bądź placówkach takich jak studium czy szkoły policealne. Jednak wybrali ten zawód, ponieważ chcą pomagać ludziom i sprawia im to wielką satysfakcję. W życiu przecież trzeba robić to co się kocha.
Narażeni są w większości wypadków na przykre dla oczu widoki – ludzi, którzy cierpią na ich oczach, błagają ich o danie szansy na dalsze życie i tych, którzy tej prośby już nie mogą wystosować. Obfite krwotoki zewnętrzne i otwarte złamania to chleb powszedni, z którym najczęściej oswajają się po kilku miesiącach pracy. Dla nas – zwykłych ludzi – wydaje się to nader dziwaczne, ale do wszystkiego trzeba przywyknąć. Niegdyś rozmawiając z osobą pracującą w tym zawodzie od pięciu lat, usłyszałem, że gdyby miał brać to wszystko na poważnie, to dawno zostałby przetransportowany na oddział z kratami w otworach okiennych.
Od wielu lat śledzę jeden z najbardziej znanych blogów internetowych o tematyce ratownictwa – medyczny.net, który jest prowadzony przez osobę pracującą w tym zawodzie od wielu lat. Porusza bardzo wiele często bulwersujących tematów z rzeczywistości tego zawodu. To dziwne, ale praca jaką wykonują ratownicy medyczni jest jedną z najbardziej niedocenionych w Polsce, ale o tym za chwilę.
W cieniu reflektorów.
Uważamy ich za maszyny, które powinny wyrwać sobie serce za pomoc bliskiej nam osobie. Narażając swoje życie muszą robić co do nich należy, a gdy przywrócą kogokolwiek do życia po długiej reanimacji, stają w kącie – podobnie jak niechciane zabawki z dzieciństwa. Media pompują wtedy rekordy oglądalności wystawiając na piedestał ludzi, którzy najmniej mieli z tą sprawą do czynienia. Jednak pamiętajmy, że każdy z nas ma w sobie coś z takiego ratownika; każdy może się nim poczuć i być nim, jeśli tylko gotów będzie pomóc osobie potrzebującej.
Nie chodzi o to, aby nagłaśniać ich czyny i kreować z nich superbohaterów, a chodzi o to właśnie, by ludzie zyskali do nich jakikolwiek szacunek, bo zasługują na niego. Oni sami uważają to za zwykłą uprzejmość, nie oczekując za to żadnego dziękczynienia. Bardzo często są to również bardzo ciekawi i inteligentni ludzie, z którymi można porozmawiać na wiele życiowych tematów.
Należy im się całkowity szacunek za to co robią. Wprawdzie nie są wysoko wykwalifikowani i nie posiadają tytułów doktorskich, ale wystarczy, że ciąży na nich taka sama odpowiedzialność.
Niemalże codziennie podejmują współpracę z jednostkami straży pożarnej i policji, stając na straży bezpieczeństwa obywateli. Przyjął się u większości społeczeństwa stereotyp, że ludzie, którzy pobierają płacę za pomoc innym ludziom, nie robią tego dobrowolnie. Natomiast wystarczy zwrócić uwagę na to z jakim zaangażowaniem tę pomoc nam oferują i ile serca wkładają w każde wezwanie.
Szanujmy cudzy wysiłek.
Nie mamy pewności czy i kiedy spotka nas jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Musimy mieć respekt do ludzi, którzy jako pierwsi udzielą nam pierwszej pomocy i którzy zrobią wszystko, aby przetransportować nas do placówki szpitalnej u szczytu funkcji życiowych. Szanujmy, bo im właśnie ten szacunek się należy.