Tagi
chrześcijanin, gospodarka, internet, Kościół, nowoczesność, wiara, wieś, życie
Witajcie ponownie. Długo oczekiwałem sam na ten temat, bowiem jest on dla nas Polaków bardzo obecny. Nie poruszamy tego tematu przy porannym śniadaniu czy wspólnym, rodzinnym obiedzie, ale często przy rozmowie z sąsiadami, bliskimi, temat jest nam naprawdę bliski. Chodzi mi głównie o polską politykę, gospodarkę, religijność. Głównie ujmując – infrastruktura, polscy politycy, polski kościół, to tematy bardzo obecne w dzisiejszych czasach, wcale się temu nie dziwię.
Przejdźmy do sedna. Jak my sami wyobrażamy sobie Polskę za kilkadziesiąt lat? Kraina mlekiem i miodem płynąca to już na pewno to nie będzie. Gdy tylko najmłodsze ręce dojdą do władzy – wątpię, aby stawiali na prawicę, broniąc polskiej wsi, polskich ziem i lasów. Tego, co w Polsce najpiękniejsze. Tego, co zazdroszczą nam za granicami. Piękna tego nie dostrzegą w pełni mieszkańcy miast, czytający mojego bloga. Nie wątpię, że nieraz bywaliście już na wsi, ale większość i tak ma swoje przekonania, często nie będące w pełni realne. Wieś kojarzy się głównie z zanieczyszczonymi ulicami od potrzeb fizjologicznych bydła, a zarazem z niedostępnością różnorakich sklepów, urzędów, instytucji. Tymczasem to już jest minimalny procent. Sam mieszkam na wsi, gdzie hodowcy bydła stanowią na trzytysięczne społeczeństwo – 40% populacji. Dostęp do masy sklepów, hipermarketów jest codziennością. Urzędy i instytucje na miejscu. To już nie są te wsie sprzed kilkudziesięciu lat, świat ruszył solidnie do przodu. Za kilkadziesiąt lat wszystkie pola pewnie zamienią się w autostrady lub działki mieszkalne. Widoki, jak te na zdjęciu, staną się przeszłością, której będzie brakowało naszym potomkom. Być może dziwi Was fakt, drodzy czytelnicy, że przywiązuję tak wielką wagę do przyszłości, aniżeli do przeszłości. Dla mnie liczy się to, co jest dzisiaj i jutro, bo zarówno dziś, jak i jutro tworzymy przyszłość, aby żyło się nam lepiej. Może porównuję to do wszelkiej paranoi, ale w głowie się mojej młodzieńczej nie mieści to, co starsi ludzie mówią ludziom młodym. Najczęściej zaczyna się – „za moich czasów to…” – właśnie tak. Mają po części rację, nie wątpię, ale są skrajne przypadki, w których osiągają pewne zaufanie z mojej strony. Przykład mojej babci, której wypowiedź sprzed sześciu lat będę cytował jedynie schematycznie: „Wnuczku. Wiedz, że gdy byłam młoda, co dzień po szkole spędzałam każdy dzień z kolegami i koleżankami czy to na podchodach, czy też w chowanego. Wymyślaliśmy bardzo różne zabawy. Nie doświadczysz już tego nigdy w życiu, dlatego pragnę, abyś swoim dzieciom przekazał, jak kiedyś się żyło innym dzieciom na świecie. Bez żadnych komputerów, bez żadnej telewizji. Czerpaliśmy przyjemność z każdego dnia, a dziś? Dziś nie doświadczy tego już żadne dziecko” – muszę, więc dodać, że ta wypowiedź utkwiła mi w pamięci. Nigdy nie spodziewałem się, że moja babcia, która często jedynie prawiła mi komplementy, powie coś mądrzejszego, popartego dobrym przykładem w tej sprawie. Nie doświadczę tego ani ja, ani moje i Wasze dzieci. Ale odszedłem od tematu, bowiem pogrążyłem się bardziej w światowej technologii i społeczeństwie. Czy chcecie, aby w Polsce stawiano drapacze chmur, aby świat mógł je podziwiać? Dla mnie nie sztuka jest wydać pieniądze na kilkaset wieżowców z roślinami na ich ścianach bocznych, ale sztuka jest je zainwestować porządnie. Singapur przez dwadzieścia lat zmienił się nie do poznania. Jest to kraj, który jest bardzo chwalony w świecie designu, w świecie architektury. Problem tkwi w tym, czy my chcemy, aby Polska wyglądała za kilkadziesiąt, kilkaset lat podobnie? Chwalmy to, co mamy, a nie to, co możemy zdobyć od naszych sąsiadów, brać przykład od innych krajów. Mamy łąki, mamy te obsmarowane plackami krowimi ulice, mamy bardzo, bardzo, bardzo wiele lasów. Mamy pagórki, doliny, mamy góry. Mamy dostęp do morza. Tymczasem w świecie polityki od pewnego czasu ze strony lewicy rodzi się pomysł, aby zdobyć pieniądze z budżetu Unii Europejskiej i przeznaczyć je na pierwsze inwestycje związane z architekturą nowoczesną. Wypchajcie się z tym i cieszcie się, że w ogóle Wam ktoś ufa na tym świecie. Właśnie, tu też rodzi się pytanie z mojej strony. Boimy się zmian? Być może. Ale nie po to kilkadziesiąt lat temu, powstańcy walczyli o Polskę, byśmy teraz zmieniali ją na taką, że im twarz w niebie zblednie. Polska jest Polską – krajem z rozwiniętą historią, kulturą i społeczeństwem. Zacofana pod względem gospodarki, pod względem infrastruktury i architektury, ale to nie powód do smutku, bowiem jesteśmy jednym z nielicznych krajów, które stawiają na swoje, dążą do urozmaicenia kulturowego, a nie tego co jest na zewnątrz. Kolejna i ostatnia sprawa to nasza religijność. Politycy tak ją rozsławili, że staliśmy się krajem tak pobożnym, że nic, a nic nam nie dorówna. Wszystko to tak tylko wygląda z boku, ponieważ odsetek ateistów w skali kraju – rośnie. To jest powód do niepokoju, ale nie dziwię się szczerze. Polski kościół zmienił się na przestrzeni kilku lat nie do poznania. Przykładem jest lokalny kościół rzymskokatolicki w mojej miejscowości gdzie do dwa tysiące ósmego roku głoszono homilie, które mogły się równać nawet z homiliami księdza Jerzego Popiełuszko, naprawdę nie oszukuję. Były tak mądre, tak piękne, że może jedynie sto osób z całej parafii nie chodziło na niedzielne msze święte, spośród czterech tysięcy. Frekwencja była nie do wyobrażenia – wszyscy byliśmy jednością. Jak to teraz wygląda? Przykro mi, że hierarchie kościelne wyniszczyły Kościół z tych funkcji, które powinien nam oferować, czyli nauczanie o Bogu w sposób najprostszy. Teraz w miejsce homilii czytane są cotygodniowe wypociny biskupa. Chwała mu za to, że chce się mu pisać, ale niech sobie zamieści to w prasie, bo w języku filozoficznym, w jakim jest to wszystko opisane – to jedynie studenci dziennikarstwa i filozofii go zrozumieją. Homilia stała się teraz trzydziestoma minutami drzemki dla wiernych. Co gorsze, nasza wiara opiera się jedynie na chodzeniu do kościoła. Nie chodzi mi o to, aby mówić, że kto więcej wierzy, a kto mniej, ale jak naucza nas Biblia – nie wystarcza jedynie nauczać się o Bogu, tylko nieść tę naukę na cały świat. Sam idealny nie jestem. Nie odmawiam często pacierza, nie jestem chrześcijaninem przykładnym, ale staram się, mimo swojego lenistwa zawsze coś działać. Poprzez proste gesty każdego dnia możemy przybliżyć się do Boga. Nie musimy co dzień odmawiać kilkunastu zdrowasiek, nie musimy chodzić na poranne i wieczorne Msze Święte, wystarczy, abyśmy odkryli w sobie przeznaczenie, które zostało nam zesłane od tego, który czuwa nad nami z niebios. Kończąc, chciałbym podsumować cały mój wpis. Miał on na celu wyjaśnienie tego, co dzieje się z nami samymi i z całym oblegającym nas środowiskiem. Świat zmienia się, idzie do przodu. Zanika historia, zanikają języki, dzięki procesowi globalizacji. Podziękujmy politykom, że za kilkadziesiąt lat nasi rodacy będą uczyli się historii za pomocą gier komputerowych, mieszkając w wieżowcach, które będą jedynie slumsami, pośród całej tej technologii. Wątpię, aby ktoś z tej całej władzy dostrzegł kiedyś tę iskierkę piękna świata. Pieniądze niszczą ludzi, tak samo niszczą nasz kraj. Pozdrawiam, Bambosz.